W Szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart nie panowała pod
żadnym względem dyskryminacja ze względu na urodę. O nie. Bez względu na to,
czy ktoś był wyjątkowo nieprzyjemny dla oka, czy wręcz przeciwnie, traktowano
go równorzędnie. No, chyba że różnica polegała też na czystości krwi. Tutaj
sprawa jest cięższa. Albo na umiejętnościach magicznych. Chociaż to już nieco
mniej. Jednakże wygląd nie miał na to wpływu. Do pewnego czasu.
Wiadomo, ładna buzia to nie wszystko. Każde dziecko to wie,
każdy zna to powiedzenie. Ale osoba która je wymyśliła nigdy na swojej drodze
nie spotkała pewnego szóstorocznego ucznia z domu Slytherin. Czy można
jednocześnie posiadać urodę cherubinów i okrutny, bezlitosny charakter demonów
z czeluści piekieł? Jak widać można.
Za Draco Malfoyem oglądał się każdy. Każdy znaczy każdy.
Nawet najbardziej męski facet z awersją do wszelkich zachowań homoseksualnych.
Nawet zwierzęta. Nawet duchy i obrazy. A nawet Filch.
Włosy koloru śniegu, w świetle świec nabierały srebrzystego
blasku, formując wokół jego głowy błyszczącą anielską aureolę która rzucała
cień na jego idealną niczym rzeźba twarz. Rozwichrzona grzywka opadała na czoło
a pojedyncze kosmyki osłaniały jego oczy co nadawało mu łobuzerski wygląd. Choć
i oczu pozazdrościć mógłby mu sam Archanioł Gabriel. W jasnobłękitnych niczym dwa kawałki
oszlifowanego kamienia księżycowego tęczówkach gościł nieziemski blask. Tak
idealnie wykrojonych kości policzkowych i szczęki odtworzyć nie byłby w stanie
najzdolniejszy rzeźbiarz czy malarz. Jedynie fotograf uprzywilejowany był by
uwiecznić jego urodę. Chociaż żadne zdjęcie nie oddawało aury która biła od
Draco Malfoya. Jedyne czym różnił się od bogatych opisów najpiękniejszych
mężczyzn ze sztuk antycznych były jego mięśnie. Nie chodzi tu o to, że był
chuderlawy czy gruby, co to to nie. Ale nie wyglądał też jak muskularny
Herkules, o bicepsie którego średnica mogła być porównywalna do średnicy koła
przeciętnego samochodu. Ciało Dracona było męskie, choć chłopięce. W końcu był
sportowcem.
I jak tu nie zakochać się w tak urodziwym młodym człowieku?
Każdy lubi popatrzeć na dzieło sztuki, którym Draco ewidentnie jest. Ale ten
boski Ślizgon był jak antyczna Puszka Pandory. Z zewnątrz zachwycająca, w
środku pełna okropności i zsyłająca na ludzkość nieszczęście. Tak to już jest.
Gdy cały cykl stworzenia poświęca się na szlifowanie swojej urody, to nie
starcza już czasu na uciułanie odrobiny moralności, dobroci, szczerości czy
innych cech charakteryzujących człowieka przyzwoitego. Choć nie można mu
odmówić talentu magicznego czy inteligencji. Och, oczywiście. Jeszcze jednej
rzeczy nie można mu odmówić. Talentu do uwodzenia każdej żyjącej istoty na
ziemi. Hmm, z nieżyjącymi też daje sobie radę. I jak tu się uchronić?
Idąc korytarzem Draco zastanawiał się co ma ze sobą zrobić.
Było już po zajęciach, więc w zasadzie mógłby wrócić do lochów. Z tymże w
lochach jest nudno. A czymś czego
Draco nie lubi najbardziej jest właśnie nuda.
Nie miał też, o dziwo, ochoty na rozglądanie się za jakąś dziewczyną która
mogłaby mu umilić humor. Wszystkie były takie same. Najpierw nie mogły wydusić
z siebie żadnego słowa, gdy zorientowały się że to do nich mówi. Potem przez
kilka godzin nie mogły spuścić z niego wzroku, żeby nacieszyć się możliwością
tak bliskiego kontaktu z bożyszczem nastolatek. Bo co jak co, ale Draco miał
opinię dość…niestałego w uczuciach młodego człowieka. I każdy o tym wiedział.
Jednak każda, nawet potencjalnie najporządniejsza dziewczyna była w stanie
zaoferować mu wszystko czego tylko zapragnął, byleby spędził z nimi trochę
czasu. Mimo, że wiedziały iż trochę znaczy jeden, góra dwa dni.
Kontemplując możliwości na spędzenie reszty tego pięknego
jesiennego popołudnia nie patrzył na to jak idzie. No bo i po co? Przecież
każdy ustępował mu drogi. Draco, jak jego imię na to wskazuje, był drażliwy jak
smok. Jego gniew i zemsta która spadłaby na nieszczęśnika psującego mu humor
mogły były wyjątkowo okrutne. Ślizgońsko okrutne, a to nie byle jaki przymiotnik.
A przecież dzisiaj jego włosy układały się wyjątkowo dobrze! To znaczy, zawsze
wyglądały perfekcyjnie, ale tego dnia przeszły już same siebie. Nieprzyjemnym
stałby się niepotrzebny kontakt z osobą która mogłaby mu tę fryzurę zniszczyć.
Nie przewidział jednak, ze są ludzie którzy nie patrzą jak idą, tak jak on.
Nagle Książe Slytherinu poczuł gwałtowne uderzenie w klatkę
piersiową. Zanim zdążył zarejestrować co się dzieje sufit przechylał się i
nagle znajdował się dokładnie naprzeciwko jego wzroku. Raptowny ból w czaszce i
łopatkach uświadomił mu że to nie sufit zmienił położenie, ale on, w swojej
arystokratycznej dumie dotknął boskim
ciałem podłogi. Obrzydlistwo.
-Co do cholery jasnej! – syknął głośno unosząc się na
łokciach
Gdy spostrzegł leżące naprzeciwko niego ciało przykryte
stertą opasłych tomiszczy natychmiast zrozumiał co się wydarzyło, wyciągnął
odpowiednie wnioski i zamierzał przystąpić do ataku gdy stłumiony damski jęk
wydobył się spod woluminów.
- Normalny jesteś Malfoy?! Nie widzisz że ludzie idą? –
warknęła poszkodowana
No jasne. Kto inny mógł nieść tyle książek że nie widział
nawet drogi przed sobą? Tylko mała przyjaciółeczka Pottera, kujonka Granger.
- Ludzi? Nie, widzę tylko szlamę z zaburzeniami koordynacji.
Od tych książek ewidentnie oślepłaś – odciął się zimnym głosem
W tym czasie wstał, nie chcąc więcej przedłużać
nieprzyjemnego i nieplanowanego kontaktu z powierzchnią płaską (która została
wcześniej dotykana przez setki butów pospolitych uczniów. Dotykana przez buty
Puchonów! BLEEE!) i poprawił szatę. Gryfonka nie odpowiedziała na jego złośliwy
komentarz tylko burcząc pod nosem przeróżnego rodzaju klątwy (a znała ich
przecież bardzo wiele) zabrała się do zbierania porozrzucanych po korytarzu
książek. Na oko było ich z dwanaście. Draco widząc to uniósł brew góry i
uśmiechnął się kpiąco w stronę dziewczyny.
- Zakładasz własną bibliotekę Granger? A może pozostałym
członkom Drużyny Marzeń znudziło się słuchanie Twojego wymądrzania i teraz nie
wiesz co ze sobą zrobić? – parsknął śmiechem zakładając ręce na piersi i
opierając się bokiem o ścianę. Hermiona zerknęła na niego spode łba, cała
czerwona z nerwów.
- Tleniony ślizgoński wypłosz – mruknęła pod nosem. Draco
miał tak znakomity humor widząc klęczącą na ziemi, rozgorączkowaną Hermionę, że
ta uwaga nawet go rozśmieszyła. Podniósł książkę leżącą u jego stóp, ostatnią
której Gryfonka nie zdążyła zebrać i ukucnął naprzeciwko niej wystawiając w jej
stronę cenną pięciokilogramową cegłę o tytule „Metody numerologiczne dla średniozaawansowanych”.
- To naturalny blond – odpowiedział cicho uśmiechając się
uroczo a jego oczy zaświeciły się z rozbawienia.
Hermiona przymknęła powieki i wydęła usta w geście irytacji.
Podnosząc się wyrwała z jego rąk książkę i ruszyła przed siebie.
- Następnym razem uważaj jak chodzisz, bo mogę nie być już
taki milutki – krzyknął w jej stronę ale ona nawet się nie odwróciła
Bezczelna
arystokratyczna tchórzofretka pomyślała pewna bujnowłosa Gryfonka.
Cholerna
brundnokrwista kujonka pomyślał pewien zabójczo przystojny Ślizgon.
Witaj!
OdpowiedzUsuńMam przyjemność zaprosić Cię na naszą szablonarnię!
Może znajdziesz coś dla siebie :)
->> Bajkowe Szablony <<-
Hahahaha Prolog jest znakomity już Cię uwielbiam tak samo jak boskiego Dracona <3
OdpowiedzUsuń"To naturalny blond" skojarzyło mi się z Jace'm z Darów Anioła :D
Znalazłam tylko 1 błąd "mogły były wyjątkowo okrutne" :P
Opis Dracona jest tak epicki,że aż miło się go czyta :3
I oczywiście te przekomarzanki Granger Malfoy - cudne :)
Czytając ten prolog śmiałam się jak głupi do sera :D
Biedny Draco lądujący na brunej podłodze deptanej przez plebs :D
Pozrawiam gorąco :*
http://polecalnia-dhl.blogspot.com/