środa, 18 lutego 2015

Rozdział II. Czasem na coś się przydajesz.

- Czy ty naprawdę jesteś taki głupi czy tylko udajesz? W swoim ślizgońskim sprycie nie wpadłeś na pomysł żeby przytrzymać ścianę? – wzburzona Gryfonka krzyczała prosto w twarz Draco. Ów mógłby przysiąc że ze złości elektryzowały się jej włosy i teraz wyglądała jak typowa czarownica z mugolskich bajek.

- Co to w ogóle jest za miejsce? – nie odpowiedział za zaczepkę towarzyszki niedoli tylko zaczął rozglądać się bo nieznanym pomieszczeniu – i z tego co się orientuję, ty utknęłaś tu jako pierwsza! Więc może zamiast wydzierać się na mnie, znajdziesz jakiś sposób jak się stąd wydostać?

- Czy myślisz, że gdybym wiedziała jak stąd wyjść to wciąż bym tu tkwiła? – prychnęła szatynka – w dodatku z tobą?

- No proszę proszę, najzdolniejsza czarownica Hogwartu nie radzi sobie z tak trywialnym zadaniem – zakpił Draco opierając się o ścianę. Widział jak na twarzy Hermiony odmalowuje się cała gama negatywnych emocji i jak walczy ze sobą by nie okazać słabości. Sprawiało mu to olbrzymią radość i nawet przez chwilę uznał że warto było znaleźć się w tak paskudnej sytuacji. Irytowanie ludzi było jego życiową misją.

- Najzdolniejsza? Czy Draco Malfoy właśnie przyznał że jest ktoś lepszy od niego?
Cwana bestia. Złapała mnie. Draco w irytacji zmarszczył brwi.

- To był skrót myślowy Granger – nieudolnie spróbował się wyłgać – chodziło mi o to że masz lepsze oceny. Nic dziwnego, skoro fundujesz nauczycielom taką wazelinę

- Słucham? – Hermiona wyraźnie oburzyła się na jego słowa – Jak w takim razie nazwałbyś swoje kontakty ze Snapem?

- Ooo! Czyżby zazdrość przemawiała przez te dumne gryfońskie usta? – Draconowi zaświecił się oczy

- Wiesz, jakoś Snape niespecjalnie jest w moim typie – odrzekła dziewczyna z wyższością – Za to wy razem wyglądacie uroczo.

Dopiero po chwili dotarł do Ślizgona sens tych słów. Co się z nim działo? Tego dnia jego mózg działał jakoś z opóźnieniem. Jak…jak…jak mózg Weasley'a! O zgrozo! Przerażenie odmalowało się na boskiej twarzy Malfoya, jednak po chwili ustąpiło wyraźnej minie oznaczającej ulgę. No tak, bez przesady, mózg Weasley’a w ogóle nie działał.

Hermiona obserwowała twarz blondyna, która w jednej chwili potrafiła nabrać cały wachlarz sprzecznych emocji. Co jest z tym chłopakiem? Może on ma jakieś alter ego walczące ze sobą? Jak doktor Jekyll i pan Hyde! Pan Hyde jednak zdecydowanie częściej wygrywa.

- Co jest, Malfoy? Czy inteligencja Crabbe’a i Goyle’a jest aż tak odwrotnie proporcjonalna do ich wieku, że musiałeś nauczyć się prowadzić pasjonujące dyskusje między sobą a sobą? – Hermiona uniosła brew w geście konsternacji. Dłuższą chwilę zajął jej konflikt wewnętrzny, czy słowa takie jak „Crabbe”, „Goyle” i „inteligencja” w ogóle powinny występować razem w jednym zdaniu.

- Po pierwsze, Granger, to, że mój urok osobisty działa na każdego, nie znaczy że wykorzystuję go w tak…odrażający sposób! Po drugie, rozmawiam ze sobą – Draco uśmiechnął się z wyższością- bo mam podobne poglądy

Hermiona nie potrafiła się powstrzymać przed parsknięciem ze śmiechu.

- W mugolskim świecie są specjalnie miejsca dla takich jak ty. Szpitale psychiatryczne. Leczy się tam rozdwojenie jaźni czy postępującą u ciebie schizofrenię.

Powiedziała schizofretkę?
Merlinie, czy to nigdy się nie skończy?! Czy po tej pamiętnej przygodzie w spodniach Goyla (jakkolwiek dwuznacznie i obleśnie by to nie brzmiało) w czwartek klasie, gdy rozgniewał profesora Moody’ego, łatka futerkowego zwierzaka się od niego nie odklei?

- Kiedy zrobiłaś się taka cięta, Granger? To chyba nie mój wpływ. Chociaż nie, czekaj, pewnie mój, bo na pewno nie Chłopca Który Połknął Język, ani tym bardziej Ryżego Ghula.- odpowiedź Dracona sprawiła że Hermiona poczuła się w obowiązku zmrożenia go spojrzeniem modliszki. Westchnęła i uznała że wystarczy na dzisiaj tych głupich dyskusji i ostentacyjnie postanowiła zacząć go ignorować. Usiadła na fotelu i wróciła do pasjonującej lektury.

Draco obserwował ją w szoku. Jak w ogóle śmie go ignorować! Bezczelna głupia szlama. Powinna być wkurzona, obrażona, powinna się czerwienić ze złości. Powinna dostarczyć mu rozrywki. Gryfoni…wszystko robią nie tak!

- I tyle? Zamierzasz teraz jakby nigdy nic siedzieć tu i czytać? Nie planujesz się stąd wydostać? - wzburzony Draco dumnie wyprostował się a jego głos nabrał karcącego tonu – no tak, zapomniałem, że ty nie masz po co stąd wychodzić. Ale może jesteś zainteresowana faktem, że ja mam cały grafik zapełniony, masa rzeczy do zrobienia. Dla twojej informacji – dużo ciekawszych niż siedzenie tu z tobą czytającą książki!

Hermiona delikatnie uniosła głowę znad książki i spojrzała na niego leniwie i niechętnie

- Po pierwsze, Malfoy, skąd pomysł że obchodzą mnie twoje plany na wieczór? Po drugie, to bardzo interesujące, że jesteś tak strasznie zajęty, ale znalazłeś czas na bezcelowe włóczenie się po zamku.
Mimo wszystko westchnęła i odłożyła lekturę.

- Próbowałam różnych zaklęć otwierających. Nic z tego. Jakieś pomysły?

- A próbowałaś poprosić? – wyszczerzył się blondyn

- Nie, ale bardzo chętnie usłyszę jak ty to robisz – dziewczyna zmrużyła oczy – Sądziłam, że masz CAŁĄ MASĘ rzeczy do zrobienia, więc może zajmij się tym czym masz się zająć zamiast mnie zaczepiać?

- Czekam po prostu aż wymyślisz coś konstruktywnego

- Czyli aż załatwię sprawę za ciebie? Taki jest twój plan, ty egoistyczny dupku? Czy ja wyglądam na twojego skrzata domowego?

- Niewiele ci brakuje. Statusem społecznym też niespecjalnie odbiegasz…

- Och, zamilcz. Ja się nigdzie nie spieszę. Mogę tu jeszcze posiedzieć, poczytać…

- Dobrze, już dobrze, nic więcej nie mówię – Draco puścił do niej oko.

Hermiona zaczęła rozglądać się po pomieszczeniu mając nadzieję na odkrycie jakiejś wskazówki, która umożliwi im wydostanie się z tego wybitnie nieprzyjemnego położenia. Widząc, że Ślizgon stoi w miejscu i niespecjalnie kwapi się do pomocy posłała mu spojrzenie bazyliszka. Ten tylko przewrócił oczami i z ociąganiem zaczął krążyć po pokoju. Trwało to jakieś pół godziny i przez cały ten czas żadne się nie odezwało. Żadne tez nie znalazło wyjścia. Zrezygnowany chłopak podszedł do półki z książkami i zaczął po kolei łapać każdą za grzbiet i pociągać do siebie. Hermiona zerknęła na niego zdziwiona

- Co tak patrzysz Granger? Podobno wychowałaś się wśród mugoli, więc chyba oglądałaś te wszystkie, yyy, filmy?

- Nie sądziłam, że ktokolwiek może wierzyć że to zadziała – zaśmiała się dziewczyna

Jednak, ku zdziwieniu obojga (zdziwienie Draco zostało natychmiast zastąpione dumą i uśmiechem pełnym samouwielbienia) chwilę później ściana osunęła się i umożliwiła przejście.
Ha, jestem genialny! Przystojny, zabawny, inteligentny…gdybym mógł to bym poślubił sam siebie.

- Nie wierzę – wyszeptała Gryfonka

- Kobieto małej wiary! – krzyknął Draco – Możesz teraz wyrazić swoje uwielbienie wobec mojej osoby i bić pokłony przez ogromem mego geniuszu. Dobra, dobra, nie patrz już tak, wystarczy jakieś „dobra robota przystojniaku, dziękuję za wybawienie mnie z opresji”.

- Cóż, dobra robota Malfoy, jednak czasem na coś się przydajesz – odpowiedziała chłodno, zabrała rzeczy i opuściła pokój.

Gdy tylko zbliżyła się do pokoju wspólnego usłyszała głośne dźwięki wydobywające się zza obrazu. Zaniepokojona szybko wypowiedziała hasło i pospiesznie weszła do środka.
Jej oczom ukazał się kompletny chaos!

- Ratunkuuuuu! Zabierzcie TO stąd! –skowyczały na przemian dziewczyny. I Neville Longbottom.
Po podłodze biegało na oko 5 szarych szczurów rozmiarów piłki ręcznej . Większość Gryfonów wspięła się na krzesła, fotele i stoły, żeby odseparować się od gryzoni. No, oprócz Neville’a. On uczepił się zasłony okiennej usilnie próbując wspiąć się jak najwyżej.

Stojący na krześle Harry z różdżką w dłoni szybko odwrócił się w stronę Hermiony.

-Jak dobrze że jesteś! Ćwiczyliśmy sobie transmutację właśnie…no i sama widzisz. Ratuj!

Hermiona westchnęła ciężko i wyjęła różdżkę z szaty.

czwartek, 12 lutego 2015

Rozdział I. Ześlij Merlinie święty spokój!

Hermiona Granger charakteryzowała się silną osobowością. Niełatwo było ją wytrącić z równowagi czy sprowokować, zawsze działała rozsądnie i sprawiedliwie. Ale nikt nie mógł zarzucić jej braku odwagi. Mogłaby wdać się w kłótnie z Malfoyem. Pewnie nawet powaliłaby go siłą argumentów. Ale ona była ponad to. Co więcej, wiedziała, że ślizgoni z natury lubią prowokować. Bezczelne uśmieszki, wyrafinowane intrygi i manipulacje, kontrowersyjne zachowanie. Oni czerpali z tego siłę i energię do życia! A Malfoy? On, najbardziej ślizgoński ze Ślizgonów, prawdopodobnie przedkładał takie kłótnie ponad wakacje na Karaibach. A jego arystokratyczna uroda tylko to udowadniała. O ile wygląd może być dowodem na paskudny charakter. Ale na Hermionę urok tego aniołka z różkami nie działał. Ona nie była jak te wszystkie dziewczyny, które lubiły być traktowane jak za przeproszeniem zabawki dla tego dupka. A jego ewidentna dupkowatość przykrywała całokształt jego wyjątkowej urody.
Rozmyślania a Malfoyu jednak zajęły jej nie więcej niż 2 minuty. Dwie minuty w ciągu których wyparła z siebie każdą najmniejszą cząstkę wzburzenia i wróciła do dylematu który zaprzątał jej głowę odkąd wyszła z biblioteki. Którą książkę przeczytać najpierw? Wbrew pozorom nie tak łatwo wybrać. Wszystkie są fantastyczne, ale wybierając jedną oddala od siebie moment w którym zacznie czytać drugą. Logika jest okrutna.
Po długiej walce z samą sobą stwierdziła rozsądnie że dobry wybór jest niemożliwy więc po prostu weźmie pierwszą lepszą. Genialne! Że tez na to nie wpadła wcześniej, oszczędziłoby to nieprzyjemnego spotkania z pewnym blond młotkiem. Ech, to nie był dobry dzień. Najpierw Neville Longbottom zabrał jej niemalże wszystkie możliwości wykazania się na zajęciach z Zielarstwa (chociaż z drugiej strony…niech już ma! Z żadnego innego przedmiotu nie był tak dobry. A punkty i tak wpadały na konto Gryffindoru. Zawsze jakiś plus), potem Ron zepsuł eliksir Słodkiego Snu, który robili w parze na Eliksirach (żebyście widzieli to ironiczne zadowolenie na ustach Snape’a! Widzę że panna Granger nie radzi sobie z uwarzeniem najprostszego eliksiru. No bezczelność! Oczywiście  że potrafi go uwarzyć! Mogłaby to zrobić z zamkniętymi oczami, stojąc tyłem do kociołka i tańcząc kankana! Ale co mogła zrobić, skoro odwróciła się tylko na ułamek sekundy a w tym czasie Ronald przypadkiem wrzucił do eliksiru sproszkowaną mandragorę?!). Ale to nie był koniec! Potem, o zgrozo, dowiedziała się że aktualnie nie ma dostępnych „Metod Numerologicznych dla zaawansowanych” i musiała się zadowolić wersją dla średniozaawansowanych. ŚREDNIOzaawansowanych! Oburzające! Oczywiście ostatnim aktem przypieczętowującym niefortunność owego dnia było nieprzyjemne spotkanie z wrogiem publicznym nr 1. Więc teraz potrzebowała spokoju. Dużej dawki świętego spokoju i samotności. O nie nie, nie wróci do wieży Gryffindoru. Wieża Gryffindoru to antyteza spokoju. Zawsze za dużo się tam dzieje. Ostatnio Neville’owi przyczepiły się do spodni sklątki tylnowybuchowe. Oczywiście nie wie jak to się stało. Jednakże po nim spodziewać się można wszystkiego. Skutkiem tej, hmm, przygody był pisk wszystkich Gryfonek i straszliwa migrena Hermiony. Nie wspominając o drobnych zniszczeniach foteli w pokoju wspólnym. Tego samego dnia Seamus Finnigan ćwiczył w pokoju wspólnym Aquamenti wynikiem czego było doszczętnie zniszczone wypracowanie z transmutacji nad którym Hermiona siedziała kilka ładnych godzin! Ginny natomiast szykując się na wyjście do Hogsmeade straciła rachubę czasu i biegając po całym dormitorium przypadkiem rozlała krwistoczerwony lakier do paznokci na szatę Granger. Jakby tego było mało, Harry i Ron ćwiczyli Eliksiry które szły im wyjątkowo opornie i Ronowi przypadkiem wyślizgnęła się z rąk buteleczka ze śluzem rogatych ślimaków i przypadkiem zawartość rozlała się na i tak nieusłuchanych włosach Gryfonki. Pozbycie się kleistej mazi zajęło jej bite dwie godziny. Okrutny losie. Do wieży Gryffindoru warto wracać tylko, gdy ewidentnie oczekuję się sporej dawki wątpliwej rozrywki.
A przecież ona potrzebuje ciszy żeby się uczyć! Gdzie w takim razie lepiej spędzić czas niż w jakimś rzadko uczęszczanym miejscu w Hogwarcie? Westchnęła więc ciężko i ruszyła przed siebie korytarzem na drugie piętro. Niedaleko Sali od transmutacji znajdowała się niewielki pokój obwieszony przeróżnymi obrazami. Na jego środku stała ławka, jakich w Hogwarcie pełno. Idealne miejsce! Nikt nie lubi zbliżać się do Sali od transmutacji bez potrzeby na odległość bliższą niż konieczna. Usiadła więc na ławce i zgodnie z planem wyciągnęła pierwszą lepszą książkę. Była nią oczywiście ta sama, którą musiała wypożyczyć z braku innej. Ta sama którą Malfoy dotykał swoimi brudnymi łapskami. Ale słowo się rzekło. Całkowicie odprężona dzięki ciszy Hermiona otworzyła opasłe tomiszcze i oparła się o ścianę znajdującą się za nią. Ani się spostrzegła a pokój zaczął wirować co było tak niespodziewane że czytana książka wypadła jej z rąk. Kilka sekund później przed jej oczami ukazał się kompletnie inny widok niż wcześniej. Gwałtownie podniosła się z miejsca i ku własnemu przerażeniu stwierdziła że znajduje się w jakimś innym pokoju. W pokoju który nie ma drzwi. Jedynie kominek i fotel , a cały pokój urządzony był w iście hogwardzkim stylu (wiadomo, bordowe obicia, szlachetne obrazy i gobeliny, świece, bogate rustykalne zdobienia). O nie, o nie, o nie, tylko nie to! Czemu wszystko przytrafia się właśnie mi!? -pomyślała pechowa Gryfonka uderzając dłonią w ścianę która obróciła się by przenieść ją do tego nieznanego jej wcześniej miejsca. Niestety, ani drgnęła! Jak to możliwe, że wcześniej wystarczyło się oprzeć a teraz nawet uderzenia nie działają?! Rozsądnie wyjęła różdżkę kieszeni i zaczęła rzucać przeróżne zaklęcia otwierające. Żadne z nich jak na złość nie zadziałało. Cudownie. Utknęłam. Umrę tutaj z głodu zanim ktokolwiek mnie znajdzie. Przynajmniej mam święty spokój i książki. Widząc jedyny plus w swoim obecnym położeniu ciężko westchnęła i usiadła na fotelu znajdującym się po przeciwległej stronie zdradliwej ściany. Później będzie się martwić jak się stąd wydostać. Teraz ma wolne. Bardziej niż tego chciała.
Spokój był również obecnym pragnieniem pewnego blond bóstwa z Domu Węża. Spokój i może jakaś…inteligentna dusza do rozmowy. W pokoju wspólnym Slytherinu spotkać mógł teraz tylko niezbyt lotną umysłowo Pansy Parkinson ze swoimi głupiutkimi przyjaciółeczkami, Crabbe’a i Goyle’a dla których nawet słowo „inteligencja” posiadało zbyt dużo sylab by wymówić je płynnie. Uznał więc ze wybierze się na spacer w celu poszukiwania ofiary na dzisiejsze popołudnie. Mówiąc ofiary, miał na myśli kogoś do dręczenia, uwodzenia, rozmawiania. W każdym razie kogoś kto podporządkuje siebie do zapewnienia dziedzicowi fortuny Malfoyów rozrywki na ten nudny dzień. Ani się spostrzegł a trafił w pobliże Sali od transmutacji. Aż wzdrygnął się na myśl, że przyszedł tutaj z własnej nieprzymuszonej woli. Zdecydowanie musi zacząć myśleć co robi. Niespokojnie cofnął się a w głowie krążyły mu szaleńcze wizje co mogłoby się stać gdyby został przyłapany na kręcenie się wokół królestwa profesor McGonagall.  Ktoś… mógłby…pomyśleć…że…miewa schadzki z Żelazną Dziewicą Hogwartu. Nie o takich plotkach na swój temat słyszał, jednak ta myśl wywołała w nim odruch wymiotny. Tym sposobem trafił do pokoju którego wcześniej nie miał okazji odwiedzić. Nic dziwnego, znajdował się za blisko Sali od transmutacji. Nie było w nim nic nadzwyczajnego, ot miejsce jak wiele innych w Hogwarcie. Jednak pewna rzecz przykuła jego uwagę. A była nią leżąca grzbietem do góry otwarta książka, rozłożona prawie na samym środku tego malutkiego pomieszczenia. Podszedł bliżej i sięgnął po nią by przeczytać tytuł. Metody numerologiczne dla średniozaawansowanych. Coś mu ten tytuł przypominał. Tylko co?
Krótką chwilę zajęło mu kojarzenie faktów, lecz gdy już mu się to udało przewrócił oczami w geście zniecierpliwienia a jego usta wygięły się w tak znany szkolnej społeczności kpiący uśmieszek. Granger. Czy tobie nie wystarczy że po całym Hogwarcie zostawiasz ślady szlamu? Musisz jeszcze rozrzucać książki gdzie tylko się da?  - mruknął pod nosem. Mimo wszystko zdziwiła go obecność książki a nieobecność jej tymczasowej właścicielki. To dziwne, Granger traktowała słowo pisane niczym świętość. Jak to możliwe że zniknęła a książka została tutaj sama, porzucona? Zmarszczył brwi i rozejrzał się dookoła z myślą że może ona tu stoi tylko jej nie zauważył. To dziwne, bujna fryzura Gryfonki uniemożliwiała przeoczenie jej osoby. Jednak dziewczyny faktycznie tam nie było.
No cóż, zwykły człowiek poczułby w tym momencie niepokój. Draco poczuł jedynie obojętność. Wzruszył ramionami i rzucił książką przed siebie, a mianowicie, na ścianę znajdującą się po przeciwległej stronie od wejścia do tego dziwnego, małego pomieszczenia. Już zamierzał się odwrócić i odejść gdy zauważył że dzieje się coś dziwnego. A coś dziwnego oznaczało ścianę zaczynającą się obracać zaraz po kontakcie z obwolutą książki. W sumie w Hogwarcie wiele rzeczy ruszało się bez wyraźnego powodu. I nie chodziło o to, że wszystko było jakieś luźne i poniszczone. Po prostu ktoś ewidentnie miał fantazję żeby urozmaicić życie uczniów. Tknięty nagłą ciekawością (którą później przeklinał bardziej niż Pansy Parkinson kiedy nakrył ją na grzebaniu w jego szufladzie z bielizną. Ugh, cała bielizna musiała zostać spalona) podszedł szybko do poruszającej się ściany i zanim zorientował się że gdy ściana wykona obrót o 180 stopni nie zamierza obracać się dalej był już w tajemniczym pomieszczeniu. I to nie sam.
- Malfoy, przytrzymaj tę cholerną ścianę! – krzyknęła postać której w szoku nie mógł rozpoznać przez pierwsze sekundy – nooooo i za późno. Wspaniale.

Granger. Znowu ona. Co jest takiego w tym dniu, że gdy tylko ta szlama się pojawia, to już zaczyna się dziać coś złego? Ześlij Merlinie, święty spokój! 

wtorek, 10 lutego 2015

Prolog. Diabeł w ciele Anioła

W Szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart nie panowała pod żadnym względem dyskryminacja ze względu na urodę. O nie. Bez względu na to, czy ktoś był wyjątkowo nieprzyjemny dla oka, czy wręcz przeciwnie, traktowano go równorzędnie. No, chyba że różnica polegała też na czystości krwi. Tutaj sprawa jest cięższa. Albo na umiejętnościach magicznych. Chociaż to już nieco mniej. Jednakże wygląd nie miał na to wpływu. Do pewnego czasu.
Wiadomo, ładna buzia to nie wszystko. Każde dziecko to wie, każdy zna to powiedzenie. Ale osoba która je wymyśliła nigdy na swojej drodze nie spotkała pewnego szóstorocznego ucznia z domu Slytherin. Czy można jednocześnie posiadać urodę cherubinów i okrutny, bezlitosny charakter demonów z czeluści piekieł? Jak widać można.
Za Draco Malfoyem oglądał się każdy. Każdy znaczy każdy. Nawet najbardziej męski facet z awersją do wszelkich zachowań homoseksualnych. Nawet zwierzęta. Nawet duchy i obrazy. A nawet Filch.
Włosy koloru śniegu, w świetle świec nabierały srebrzystego blasku, formując wokół jego głowy błyszczącą anielską aureolę która rzucała cień na jego idealną niczym rzeźba twarz. Rozwichrzona grzywka opadała na czoło a pojedyncze kosmyki osłaniały jego oczy co nadawało mu łobuzerski wygląd. Choć i oczu pozazdrościć mógłby mu sam Archanioł Gabriel.  W jasnobłękitnych niczym dwa kawałki oszlifowanego kamienia księżycowego tęczówkach gościł nieziemski blask. Tak idealnie wykrojonych kości policzkowych i szczęki odtworzyć nie byłby w stanie najzdolniejszy rzeźbiarz czy malarz. Jedynie fotograf uprzywilejowany był by uwiecznić jego urodę. Chociaż żadne zdjęcie nie oddawało aury która biła od Draco Malfoya. Jedyne czym różnił się od bogatych opisów najpiękniejszych mężczyzn ze sztuk antycznych były jego mięśnie. Nie chodzi tu o to, że był chuderlawy czy gruby, co to to nie. Ale nie wyglądał też jak muskularny Herkules, o bicepsie którego średnica mogła być porównywalna do średnicy koła przeciętnego samochodu. Ciało Dracona było męskie, choć chłopięce. W końcu był sportowcem.
I jak tu nie zakochać się w tak urodziwym młodym człowieku? Każdy lubi popatrzeć na dzieło sztuki, którym Draco ewidentnie jest. Ale ten boski Ślizgon był jak antyczna Puszka Pandory. Z zewnątrz zachwycająca, w środku pełna okropności i zsyłająca na ludzkość nieszczęście. Tak to już jest. Gdy cały cykl stworzenia poświęca się na szlifowanie swojej urody, to nie starcza już czasu na uciułanie odrobiny moralności, dobroci, szczerości czy innych cech charakteryzujących człowieka przyzwoitego. Choć nie można mu odmówić talentu magicznego czy inteligencji. Och, oczywiście. Jeszcze jednej rzeczy nie można mu odmówić. Talentu do uwodzenia każdej żyjącej istoty na ziemi. Hmm, z nieżyjącymi też daje sobie radę. I jak tu się uchronić?
Idąc korytarzem Draco zastanawiał się co ma ze sobą zrobić. Było już po zajęciach, więc w zasadzie mógłby wrócić do lochów. Z tymże w lochach jest nudno. A czymś czego Draco nie lubi najbardziej jest właśnie nuda. Nie miał też, o dziwo, ochoty na rozglądanie się za jakąś dziewczyną która mogłaby mu umilić humor. Wszystkie były takie same. Najpierw nie mogły wydusić z siebie żadnego słowa, gdy zorientowały się że to do nich mówi. Potem przez kilka godzin nie mogły spuścić z niego wzroku, żeby nacieszyć się możliwością tak bliskiego kontaktu z bożyszczem nastolatek. Bo co jak co, ale Draco miał opinię dość…niestałego w uczuciach młodego człowieka. I każdy o tym wiedział. Jednak każda, nawet potencjalnie najporządniejsza dziewczyna była w stanie zaoferować mu wszystko czego tylko zapragnął, byleby spędził z nimi trochę czasu. Mimo, że wiedziały iż trochę znaczy jeden, góra dwa dni.
Kontemplując możliwości na spędzenie reszty tego pięknego jesiennego popołudnia nie patrzył na to jak idzie. No bo i po co? Przecież każdy ustępował mu drogi. Draco, jak jego imię na to wskazuje, był drażliwy jak smok. Jego gniew i zemsta która spadłaby na nieszczęśnika psującego mu humor mogły były wyjątkowo okrutne. Ślizgońsko okrutne, a to nie byle jaki przymiotnik. A przecież dzisiaj jego włosy układały się wyjątkowo dobrze! To znaczy, zawsze wyglądały perfekcyjnie, ale tego dnia przeszły już same siebie. Nieprzyjemnym stałby się niepotrzebny kontakt z osobą która mogłaby mu tę fryzurę zniszczyć. Nie przewidział jednak, ze są ludzie którzy nie patrzą jak idą, tak jak on.
Nagle Książe Slytherinu poczuł gwałtowne uderzenie w klatkę piersiową. Zanim zdążył zarejestrować co się dzieje sufit przechylał się i nagle znajdował się dokładnie naprzeciwko jego wzroku. Raptowny ból w czaszce i łopatkach uświadomił mu że to nie sufit zmienił położenie, ale on, w swojej arystokratycznej dumie dotknął boskim ciałem podłogi. Obrzydlistwo.
-Co do cholery jasnej! – syknął głośno unosząc się na łokciach
Gdy spostrzegł leżące naprzeciwko niego ciało przykryte stertą opasłych tomiszczy natychmiast zrozumiał co się wydarzyło, wyciągnął odpowiednie wnioski i zamierzał przystąpić do ataku gdy stłumiony damski jęk wydobył się spod woluminów.
- Normalny jesteś Malfoy?! Nie widzisz że ludzie idą? – warknęła poszkodowana
No jasne. Kto inny mógł nieść tyle książek że nie widział nawet drogi przed sobą? Tylko mała przyjaciółeczka Pottera, kujonka Granger.
- Ludzi? Nie, widzę tylko szlamę z zaburzeniami koordynacji. Od tych książek ewidentnie oślepłaś – odciął się zimnym głosem
W tym czasie wstał, nie chcąc więcej przedłużać nieprzyjemnego i nieplanowanego kontaktu z powierzchnią płaską (która została wcześniej dotykana przez setki butów pospolitych uczniów. Dotykana przez buty Puchonów! BLEEE!) i poprawił szatę. Gryfonka nie odpowiedziała na jego złośliwy komentarz tylko burcząc pod nosem przeróżnego rodzaju klątwy (a znała ich przecież bardzo wiele) zabrała się do zbierania porozrzucanych po korytarzu książek. Na oko było ich z dwanaście. Draco widząc to uniósł brew góry i uśmiechnął się kpiąco w stronę dziewczyny.
- Zakładasz własną bibliotekę Granger? A może pozostałym członkom Drużyny Marzeń znudziło się słuchanie Twojego wymądrzania i teraz nie wiesz co ze sobą zrobić? – parsknął śmiechem zakładając ręce na piersi i opierając się bokiem o ścianę. Hermiona zerknęła na niego spode łba, cała czerwona z nerwów.
- Tleniony ślizgoński wypłosz – mruknęła pod nosem. Draco miał tak znakomity humor widząc klęczącą na ziemi, rozgorączkowaną Hermionę, że ta uwaga nawet go rozśmieszyła. Podniósł książkę leżącą u jego stóp, ostatnią której Gryfonka nie zdążyła zebrać i ukucnął naprzeciwko niej wystawiając w jej stronę cenną pięciokilogramową cegłę o tytule „Metody numerologiczne dla średniozaawansowanych”.
- To naturalny blond – odpowiedział cicho uśmiechając się uroczo a jego oczy zaświeciły się z rozbawienia.
Hermiona przymknęła powieki i wydęła usta w geście irytacji. Podnosząc się wyrwała z jego rąk książkę i ruszyła przed siebie.
- Następnym razem uważaj jak chodzisz, bo mogę nie być już taki milutki – krzyknął w jej stronę ale ona nawet się nie odwróciła
Bezczelna arystokratyczna tchórzofretka pomyślała pewna bujnowłosa Gryfonka.

Cholerna brundnokrwista kujonka pomyślał pewien zabójczo przystojny Ślizgon.